PSPO jest Organizacją Pożytku Publicznego
Zapraszamy do przekazania 1,5% podatku na działalność edukacyjną naszego stowarzyszenia.
KRS: 0000050337
Nr konta: 33 1050 1025 1000 0024 3428 8409
Nasze szkoły noszą imię Lotników Amerykańskich, jest to hołd dla bohaterskiej załogi „Latającej Fortecy” Boeinga B-17G „I’ll be seeing you”, którzy 18 września 1944 r. uczestnicząc w operacji „FRANTIC” 7 zostali zestrzeleni nad Dziekanowem Niemieckim (dziś Dziekanów Leśny). Ośmiu członków z dziesięcioosobowej załogi zginęło, a dwóch dostało się do niemieckiej niewoli. Ci młodzi chłopcy ponieśli śmierć niosąc pomoc dla mieszkańców Warszawy w trakcie Powstania Warszawskiego.
Patroni naszych szkół są nierozerwalnie związani z bohaterską,a jednocześnie tragiczną kartą naszej historii jaką było Powstanie Warszawskie. Historycy cały czas prowadzą spór o militarny wymiar Powstania Warszawskiego i jego wpływ na dalsze losy II wojny światowej. Pomimo klęski stało się ono duchową siłą i bodźcem do dalszej walki o niepodległość.
Nie ma chyba Polaka, który nie znałby daty tego wydarzenia, niewiele osób pamięta o amerykańskiej operacji lotniczej dla powstańców. Powstanie Warszawskie wybuchło we wtorek 1 sierpnia 1944 r. o godzinie „W” (17:00). Polacy podjęli próbę wyzwolenia stolicy z rąk Niemców i przejęcia władzy w Warszawie zanim wkroczą do miasta Rosjanie. To Polacy jako gospodarze mieli witać wkraczającą Armię Czerwoną i w ten sposób przekreślić koncepcję Stalina dotyczącą przyszłości państwa polskiego, ustaloną na Konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie (28.XI.-1.XII.1943 r.). Powstanie wybuchło w narastającym przeświadczeniu, że klęska oddziałów niemieckich jest nieuchronna, a Armia Czerwonai zachodni Alianci przyjdą powstańcom z pomocą. Niestety po raz kolejny Polacy zostali osamotnieni w swej heroicznej walce. Stalin, nie tylko nie udzielił wsparcia powstańcom, ale przez długie tygodnie odmawiał zgody na lądowanie na lotniskach rosyjskich samolotów angielskich i amerykańskich z pomocą dla walczącej Warszawy. Jako argumenty podawano: „Rząd radziecki nie może się na to godzić. Wybuch walk w Warszawie, do których wciągnięta została ludność Warszawy jest wyłącznie dziełem awanturników i Rząd radziecki nie może przyłożyć do tego ręki”.
Była to też „gra na czas” mająca doprowadzić do upadku powstania. Nocne loty wykonywane z Włoch, czy z Wielkiej Brytanii, bez możliwości po dokonaniu zrzutu skorzystania z lotnisk radzieckich, były nieskuteczne i okupione wielkimi stratami. 4.IX. 1944 r. Po naradzie Gabinetu Wojennego premier Wielkiej Brytanii Churchill proponował nawet postawienie Rosjan przed faktem dokonanym i wysłanie samolotów bez zgody Stalina. Nie zdecydował się jednak na taki krok prezydent USA Roosevelt. Dopiero 10 września 1944 r. Stalin przekonany, ze powstanie upadnie, wyraził zgodę na lądowanie samolotów na terenie ZSRR. W nocy z 12 na 13.IX.1944 r. nadeszła do Londynu wyczekiwana ostateczna zgoda Rosjan, którzy dodatkowo deklarowali gotowość zaatakowania niemieckich lotnisk w sąsiedztwie Warszawy i wysłanie swoich myśliwców na spotkanie amerykańskich formacji nad miastem. Pierwszy lot, który miał kryptonim „Frantic 7”, zaplanowano na 14.IX. Wyprawa się nie powiodła z powodu złej pogody nad Anglią, a 15.IX. wyprawa złożona ze 110 bombowców i 150 myśliwców osłaniających została zawrócona z powodu złej pogody nad Morzem Północnym.
Pomysł lotniczej pomocy dla Powstania Warszawskiego narodził się wśród członków rządu londyńskiego.
W kilka dni po wybuchu, Szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Kopański wystąpił z prośbą do Dowództwa Wojsk Amerykańskich o dokonanie zrzutów wspierających powstanie. Na polecenie prezydenta Raczkiewicza o pomoc zabiegał też ambasador Jan Ciechanowski. Zwrócił się on osobiście 6 VIII 1944 roku do Sztabu Generalnego
w Waszyngtonie. Najważniejszym problemem przygotowywanej misji było uzyskanie zgody Stalina na lądowanie samolotów na terenie Ukrainy. W związku z sytuacją polityczną w Polsce uzyskanie takiego pozwolenia okazało się bardzo trudne.
Do wyprawy doszło dopiero w poniedziałek 18.IX.1944 r., kiedy powstanie już upadało. Tego dnia pomiędzy godziną 6:00 – 6:20 wystartowało z angielskich lotnisk łącznie 110 bombowców Boeing B-17 „Flying Fortress” należącego do 13 Skrzydła Bombowego, 3 Dywizji bombowej, 8 Armii Lotniczej USAAF. Planowany czas trwania wyprawy od momentu jej wyruszenia znad wybrzeża Anglii o umownej godzinie „zero” (7:30) do osiągnięcia baz w Rosji wynosił 8 godzin i 25 minut, natomiast łączny czas jaki tego dnia załogi miały spędzić w samolotach, wliczając start, formowanie szyku,
a później lądowanie w bazach rosyjskich wynosił ok. 11 godzin z czego 4-5 godzin lotu z użyciem tlenu. Na trasie bombowcom towarzyszyła osłona złożona ogółem ze 154 myśliwców P-51 Mustang. W śród tych samolotów był również B-17G „I’ll be seeing you” (Do Zobaczenia), którym dowodził por. Francis E. Akins.
„Latająca Forteca” Boeing B-17G „I’ll be seeing you” 568 Dywizjon Bombowy, 390 Ciężka Grupa Bombowa, 13 Skrzydło Bombowe, 3 Dywizja Bombowa, 8 Armia Lotnicza USAAF.
Mustang P-51C-1-NT 358 Dywizjon Myśliwski, 355 Grupa Myśliwska , 65 Skrzydło Myśliwskie 2 Dywizja Bombowa, 8 Armia Lotnicza USAAF.
Mustang P-51D-5-NA 358 Dywizjon Myśliwski, 355 Grupa Myśliwska , 65 Skrzydło Myśliwskie 2 Dywizja Bombowa, 8 Armia Lotnicza USAAF.
390 Ciężka Grupa Bombowa. Schemat Dywizjonu B tej grupy
Symbol wybuchu informuje o uszkodzeniu samolotu.
Nazywany przez załogę „I’ll be seeing you” samolot nie doczekał się nigdy umieszczenia tej nazwy na jego kadłubie.
Na wykonanie tak popularnej w owym okresie wśród załóg „Latających Fortec” ozdoby nie znaleziono czasu.
Obok wymalowanej nazwy miała, jak planowano, znaleźć się mapa Stanów Zjednoczonych wraz z zaznaczonymi na niej miejscowościami, z których pochodzili poszczególni członkowie załogi.
Skład załogi B-17G „I’ll be seeing you” 18 września 1944 r.
I pilot, dowódca samolotu – por. Francis E. Akins, 23 lata, ur. 11 sierpnia 1921, Derry, Pennsylwania, zmarł 18 września 1944 r.
II pilot – ppor. Forrest D. Shaw „Doc”, 27 lat, ur. l marca 1917, Exeter, New Hampshire, zmarł 18 września 1944 r.
Nawigator – chor. Ely Berenson, 20 lat, ur. 16 maja 1924, Garfield, New Jersey, zmarł 18 września 1944 r.
Bombardier – ppor. Myron S. Merrill „Snuffy”, 23 lata, ur. 8 stycznia 1921, Mahwah, New Jersey, zmarł 18 września 1944 r.
Strzelec wieżyczki grzbietowej – st. sierż. Frank P. De Cillis „Gizmo”, „Giz”, 19 lat, ur. 16 lutego 1925, Westfield, New Jersey, zmarł 18 września 1944 r.
Prawy strzelec boczny – sierż. Paul F. Haney, 25 lat, ur. 16 kwietnia 1919, Huntington, Zachodnia Wirginia, zmarł 18 września 1944 r.
Radiooperator – st. sierż. Marcus L. Shook „Shooky”, 24 lata, ur. 30 lipca 1920, Belmont, Missisipi, zmarł 22 stycznia 1995r.
Strzelec ogonowy – sierż. Walter P. Shimshock „Wally”, „Shim”, „Sme-ezhak”, 19 lat, ur. 28 kwietnia 1925, Minneapolis, Minnesota, potomek polskich emigrantów, zmarł 18 września 1944 r.
Brak fotografii.
Strzelec wieżyczki podkadłubowej – sierż. George A. Mac Phee, 21 lat, ur. 18 listopada 1923, Lynn, Massachusetts, zmarł 18 września 1944 r.
Brak fotografii.
Mechanik radiowy z obsługi naziemnej – lewy strzelec boczny – plut. James D. Christy, (?) lat, ur. (?), Crooksville (?), Ohio, zmarł w 1949 r. w Rządowym Szpitalu dla Weteranów w Arizonie.
Stanowiska załogi
Mapa rejonu Warszawy 18.IX.1944 r.
Według źródeł amerykańskich, około godz. 12:45, na 4 minuty przed osiągnięciem celu, w efekcie ataku myśliwca niemieckiego oraz w następstwie prowadzonego ognia obrony przeciwlotniczej w samolocie porucznika Akinsa urwał się lewy statecznik poziomy oraz zapalił prawy wewnętrzny silnik nr 3. Wkrótce potem członkowie innych załóg, którzy zauważyli opadające drzwi włazu ogonowego, zaobserwowali także, że lecący zaś na wysokości 14 000 stóp samolot opuścił szyk, pozbył się ładunku i kontrolowanym ślizgiem zszedł na 3000 stóp (około 900 m) i na tej wysokości około godziny 12:46 eksplodował. Wkrótce potem dostrzeżono dwa opadające i ku ziemi spadochrony. Dzięki spisanym w 1986 r. wspomnieniom jednego z dwóch ocalał członków załogi por. Akinsa, radiooperatora st. sierż. Shooka, możemy zapoznać się z zapamiętanym przez niego przebiegiem wydarzenia z dnia 18 września 1944 r.:
„Lot do Warszawy był postrzegany przez nas jako rutynowy i myślę, że podniecenie i przeczucie tragedii nie pojawiło się wcześniej jak przed dotarciem do celu. Ponieważ byłem w ładowni, a luki bombowe były otwarte, musiało to być już po osiągnięciu przez nas Initial Point. Stałem na wąskiej, biegnącej przez środek komory bombowej kładce. Byłem bez słuchawek i nie miałem pojęcia o tym, co się dzieje na zewnątrz, dopóki „Gizmo” [Frank De Cillis] nie zszedł na dół ze swojej wieżyczki grzbietowej i nie wezwał mnie do pomieszczenia radiotelegrafisty, wskazując jednocześnie na prawe skrzydło. Ponieważ nie poszedł ze mną, myślałem więc, że ruszył po swój spadochron. Wróciłem na miejsce, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem ogień. Palił się prawy wewnętrzny silnik, a ogień stopniowo pełzł już w kierunku zbiornika paliwa. Natychmiast zrzuciłem swoją kamizelkę przeciwodłamkową, założyłem spadochron piersiowy i ruszyłem do wyjścia. Tam wydaje mi się, że zobaczyłem wychodzącego ze swojej kuli [wieżyczki podkadlubowej] i kierującego się do wyjścia George’a [Mac Phee]. Nie było wśród nas żadnej paniki, a Paul [Haney], ja i James [Christy] ustawiliśmy się, aby w tej kolejności, przez wyjście awaryjne opuścić samolot. Płomienie ciągnęły się wzdłuż kadłuba i lizały już drzwi, co jak przypuszczam, spowodowało nasze wahania, czy skakać. Nagle samolot opadł 90 stopni na skrzydło, co sprawiło, że przywarliśmy do prawej strony kadłuba. Wtedy równie nagle Francis [Akins] i „Doc” [Shaw] przywrócili samolot do równowagi. Ten gwałtowny manewr rzucił nas na drugą stronę, w efekcie czego wszyscy padliśmy na podłogę czołgając się równocześnie w stronę drzwi. Jestem pewien, że z samolotu wydostałem się pierwszy. Czy Paul [Haney] się przeżegnał? Wydało mi się, że jak tylko wyskoczyłem, nastąpiła eksplozja przesądzająca o losie tych, którzy nie mogli tego uczynić. Wiem, że w czasie wybuchu odruchowo pociągnąłem za sznur wyzwalający czaszę i że siła szarpnięcia otwieranego spadochronu sprawiła, iż straciłem przytomność. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny. Pamiętam, myślałem, że nie żyję. Postanowiłem zobaczyć, o której godzinie wykorkowałem i kiedy podniosłem lewą rękę do twarzy, mój zegarek pokazywał 12:35. W tym momencie uprzytomniłem sobie, że nie jestem martwy i wtedy też zacząłem spoglądać na teren pode mną. Daleko w dole zauważyłem białą czaszę spadochronu. Nie wiem, którego z nich mógł być ten spadochron. Chociaż widziałem wybuch, który oderwał prawe skrzydło, nie przypominam sobie, żebym widział, jak samolot runął na ziemię. Spadałem w ciszy aż do czasu, gdy tuż nad ziemią usłyszałem jakąś strzelaninę. Gdy poczułem ukłucie w lewym udzie, zrozumiałem, że to strzały z rewolwerów i karabinów. Poprzez podciągnięcie nóg do góry, z kolanami pod brodą starałem się być jak najmniejszym celem dla strzelających. Za chwilę, gdy opuściłem ponownie nogi, zostałem trafiony kulą, która spowodowała skomplikowane złamanie tuż powyżej prawej kostki. Była to moja druga rana. Lądując na dopiero co zżętym polu, zostałem z łatwością zatrzymany, zanim udało mi się uwolnić od spadochronu. Na szczęście dzień był spokojny i wiatr nie ciągnął mnie po ziemi. Oficer w czarnym mundurze dowodzący oddziałem, który mnie pojmał, zażądał mojego „pistole”. Odpowiadając mu „Nein pistole”, wyczerpałem zasób swojego niemieckiego słownictwa. Był zaskoczony tym, że nie miałem żadnej broni. Jedyny pistolet wśród całej załogi w tym locie miał, jak myślę, „Snuffy” [Merrill]. W chwili, gdy zostałem zatrzymany, było już około godziny 13 lub trochę później, można więc dyskutować, czy w momencie, gdy Christy i ja wyskoczyliśmy, byliśmy na wysokości większej niż 3000 stóp. Z miejsca, w którym zostałem schwytany, zabrano mnie na przesłuchanie do polowego stanowiska dowodzenia w jakimś starym domu, gdzie jak sobie przypominam podałem tylko swoje nazwisko, rangę i numer.”
Materiał opracowano na podstawie książki Jerzego Szcześniaka „Frantic” 7. Amerykańska Pomoc dla Powstania Warszawskiego; Warszawa 2007.